Zakochanie to jedna z najdziwniejszych rzeczy, jakie mogą się nam przydarzyć. Całujemy się zapominając o otaczającym świecie, szukając partnerów wybieramy tych obdarzonych poczuciem humoru i próbujemy, choć nie zawsze skutecznie, być monogamiczni. Dlaczego tak się dzieje? I czy nasze mózgi są monogamiczne, czy poligamiczne? Co wywołuje zazdrość u mężczyzn, a co u kobiet? I czy to prawda, że najtrudniejszy w związku jest trzeci rok?
Odpowiedzi na te pytania szuka brytyjski antropolog i profesor psychologii ewolucyjnej Uniwersytetu w Oxfordzie, Robin Dunbar. Przy okazji proponuje czytelnikom przegląd naukowych nowości, które pozwalają lepiej rozumieć fizjologiczne i psychologiczne „podłoże miłości”.
Z czysto biologicznego punktu widzenia związki istnieją po to, żeby ułatwić rozmnażanie i umożliwić osobnikom wniesienie najlepszego możliwego wkładu w przyszłą pulę genów swojego gatunku. – Aby do tego doprowadzić, natura musi jednak przejść przez warstwy złożonych procesów zarówno na poziomie fizjologicznym, jak i psychologicznym. Wszystkie przeprowadzane przez nią operacje składają się na bogatą tkaninę naszego prywatnego życia – zauważa.
Naukowcy już wcześniej sugerowali, że zakochiwanie się jest czymś, co trafia się innym gatunkom, choć wydaje się jednak, że fenomen ten (zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę jego intensywność) – jest jednak specyficznie ludzki – zauważa Dunbar. I zastanawia się, dlaczego miłość w ogóle pojawiła się w naszej linii ewolucyjnej.
Jak zauważa, w naszej ewolucyjnej historii dawniej kobiety trzymały się konkretnych mężczyzn, wykorzystując ich jako ochroniarzy w środowisku pełnym rywalizujących samców. Układ taki prowadzi do wytworzenia konkretnej jednokierunkowej więzi (kobiety do mężczyzny) i sieci społecznej w formie gwiazdy (mężczyzna w centrum układu i kilka związanych z nim kobiet – dokładnie tak, jak dziś funkcjonują goryle). Kiedy taka forma się utrwali – powstają warunki, w których mężczyzna może, w sprzyjających okolicznościach, na różne sposoby zacząć inwestować w wychowanie swojego potomstwa. U goryli do tego nie doszło, zdarzyło się za to u marmozet i tamaryn.
Dunbar zauważa też, że od intymnych relacji kobiety wymagają więcej, niż mężczyźni. Głębiej przeżywają one emocjonalne odrzucenie, co może być kolejnym dowodem za tym, że ludzkie związki opierają się raczej na kobietach niż mężczyznach. Według antropologa związki monogamiczne wyewoluowały wśród ludzi jako odpowiedź na problem molestowania ze strony mężczyzn i ryzyko dzieciobójstwa, nadal powszechny wśród niektórych blisko z nami spokrewnionych gatunków, np. szympansów.
Tropiąc historię wiązania się w trwałe pary Dunbar sięga do czasów Lucy i innych australopiteków, żyjących nawet 4 mln lat temu. Sugeruje, że damsko-męski układ (początkowo – ujmując rzecz w uproszczeniu – bazujący na rozwiązłości) – w formę trwalszego wiązania się w pary przekształcił się dość późno. Być może nawet dopiero wraz z pojawieniem się człowieka współczesnego ok. 200 tys. lat temu.
Badania z zakresu psychologii i innych dziedzin dostarczają dowodów, że większość z nas – zanim podejmie poważną decyzję dotyczącą związku – skrycie ocenia dostępne opcje i bada grunt. „Na pewnym poziomie oceniamy nasze szanse na rynku godowym z dużą zapobiegliwością. Często w sposób zaskakująco interesowny rozważamy plusy i minusy konkretnych perspektyw uczuciowych. Nasze wyrachowanie rzuca się w oczy, szczególnie biorąc pod uwagę (pozorną) spontaniczność i instynktowność procesu zakochiwania się oraz jego wzniosłe pobudki, tak chętnie opiewane przez poetów” – pisze autor.
Dunbar pokazuje wyrachowanie, leżące za pozornie udręczonym, targanym namiętnością obliczem, jakie ukazuje światu osoba zakochana. Rozważa na przykład, dlaczego preferujemy takie, a nie inne kształty sylwetki. Jeśli chodzi o sylwetkę kobiecą – uniwersalna wydaje się preferencja „klepsydry” (sygnalizującej płodność). Są jednak wyjątki, np. kształty rubensowskie, będące lepszym wykładnikiem dostosowania w populacjach dotkniętych niedoborem żywności – czyli w większości tradycyjnych, małych społeczeństw.
Natomiast analizując nowe wyniki badań afrykańskich plemion Dunbar bezlitośnie demaskuje chodzących na polowania mężczyzn – twierdząc, że chodzenie na łowy nie ma zbyt wiele wspólnego z aprowizacją plemienia. Badania nad polowaniami plemion Ache z Ameryki Południowej i plemienia Hadza z Afryki Wschodniej wykazały, że ilość mięsa, które mężczyźni przynosili do obozu, nie jest warta wysiłku włożonego w samo wielkie polowanie. Dodatkowo w społecznościach myśliwsko-zbierackich całą społeczność karmią kobiety, zajmujące się zbieraniem roślin. „Można więc sądzić, że polując – mężczyźni dowodzą swojego genetycznego dostosowania i reklamują się jako potencjalni wartościowi partnerzy seksualni. Podejmowanie ryzyka poprzez branie udziału w łowach na wielką, niebezpieczną zwierzynę, w pełnym zagrożeń i drapieżników środowisku to nic innego, jak popisywanie się jakością genów” – pisze antropolog.
„Anatomia miłości i zdrady. Co nauka mówi o namiętnościach człowieka?” ukazała się nakładem wydawnictwa Copernicus Center Press w przekładzie Zuzanny Lamży.
Źródło: PAP – Nauka w Polsce
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.