„Po co wracasz w kryzysie? Tu dla tych, co zostali nie ma pracy…” Nikt mnie tu nie potrzebuje. Znajomi myślą, że dorobiłem się kokosów, a przecież Wyspy to nie kraina mlekiem i miodem płynąca. Teraz tam też wszyscy zaciskają pasa. Jak szukam gdzieś pracy, to albo muszę zaczynać od zera, albo mam zbyt wysokie kwalifikacje. „Tu jest Polska, nie Anglia” – słyszę. „A poza tym jest kryzys, nie ma pracy dla tych, co nie wyjeżdżali, a nie dla jakichś emigrantów!”
Adam z Kętrzyna, 26 lat, na emigracji od pięciu lat
Poważnych podejść do powrotu miałem co najmniej trzy. Scenariusz zawsze był ten sam. Podejmuję decyzję, czasami z dnia na dzień, rzucam pracę, pakuję się, wsiadam do samolotu i docieram do domu. Pierwsze tygodnie są jak wakacje. Odpoczywam, odwiedzam znajomych i rodzinę, planuję dokończenie studiów i pełen zapału przeglądam oferty pracy i wysyłam CV. Później euforia mija i zaczyna się katorga. Robię się leniwy, czuję się nikomu niepotrzebny, bo tak naprawdę bliscy mi ludzie zdążyli się już ode mnie odzwyczaić, a na podania o pracę mało kto odpowiada.
Kiedy jestem za granicą, słyszę ciągle, że praca w Polsce coraz bardziej się opłaca i jest do czego wracać. Że niby kryzys, ale nie tak dotkliwy, jak na Zachodzie, że jest praca dla doświadczonych specjalistów. Tutaj – trafiam na szarą rzeczywistość inną niż ta z obrazków medialnych. Ostatni powrót „przerabiałem” w kwietniu. Będąc w Polsce wysłałem kilkanaście CV, oddzwoniły trzy firmy, wiadomo, przed sezonem, branża hotelarsko – usługowa łowi pracowników na potęgę.
Pierwsza rozmowa: w restauracji – za pensję, z której nie zapłacę nawet za mieszkanie i telefon. Druga: w hotelu– z wypłatą byłoby lepiej, ale w pracy musiałbym spędzać po 14 godzin na dobę. No i biuro turystyczne – usłyszałem, że zbyt długo nie było mnie w kraju i nie wiem, co się dzieje w polskiej turystyce. Tu jest Polska, a nie Anglia. Zamurowało mnie. Po raz kolejny poczułem, że nikt mnie tu nie chce, nie tylko zawodowo. Rodzina się odzwyczaiła, znajomi myślą, że śpię na pieniądzach, czasami bez żadnych skrupułów proszą o pożyczki tak wysokie, że łapię się za głowę. Mówią, że jest recesja, że stracili pracę, a ja przecież mam, bo wróciłem z emigracji.
Każda wizyta w Polsce kończy się tak samo. Tracę ochotę na poszukiwania po jakimś miesiącu. „Nic na siłę” – myślę i zaczynam przeglądać internet. Znajduję ciekawą ofertę, pakuję się i znikam z Polski na kolejne pół roku lub rok. Boję się, że kiedyś mogę zniknąć na stałe.
Karina z Rzeszowa, 25 lat, półtora roku na emigracji
Pytanie o to, czy było warto wracać zadałam sobie po raz pierwszy, kiedy wysiadałam z samolotu, którym wróciłam z Wielkiej Brytanii. Było to dziesięć miesięcy temu. Od tej pory powtarzam je sobie dostając comiesięczną wypłatę, czy natykając się na pracownicze absurdy. No i ten kryzys… Na Wyspach pewnie by mnie też dopadł, ale tutaj dzieją się niezrozumiałe dla mnie rzeczy.
Na Wyspach pracowałam głównie jako spedytor. Samodzielność finansowa, życie bez obaw o to, że nie wystarczy do pierwszego, perspektywy wyższych zarobków, co kilka miesięcy urlop w jakimś egzotycznym miejscu, zgrana paczka przyjaciół. Wyjeżdżając założyłam sobie jednak, że nie zostanę na Wyspach dłużej niż rok. Kiedy wyruszałam za granicę, byłam świeżo upieczoną absolwentką politologii na uniwersytecie w Rzeszowie, a że zawsze marzył mi się Kraków, postanowiłam, że wyjadę na Wyspy, zarobię na naukę i wrócę.
Pierwsze „powrotowe” wątpliwości dopadły mnie, kiedy rozstałam się ze swoim partnerem, który miał na mnie czekać w kraju. Później, kiedy moja najbliższa przyjaciółka postanowiła zostać na Wyspach. Ale zacisnęłam zęby i pomyślałam sobie: „Trzeba być konsekwentnym!” Spakowałam się, wsiadłam w samolot i przyleciałam do domu. Polska powitała mnie ulewą i szarym, zachmurzonym niebem. Przez chwilę wydawało mi się bardziej szare niż to, z którym miałam do czynienia w Anglii…
Praca? Zanim zaczęłam cokolwiek zarabiać, straciłam pół roku. Dobrze, że dostałam się na studia, bo inaczej już dawno byłabym z powrotem na Wyspach. Myślałam, że roczne doświadczenie na stanowisku spedytora w dużej międzynarodowej firmie i biegła znajomość angielskiego otworzy mi wszystkie drzwi w polskich firmach tego typu. A tutaj zimny prysznic. Moje CV nie zrobiło na nikim większego wrażenia. A w jednym miejscu usłyszałam, że mam zbyt wysokie kwalifikacje, jak na wymagania firmy. Po pewnym czasie przestałam więc szukać.
W domu też coś się zmieniło. Po kilku tygodniach okazało się, że tak ja, jak moi bliscy, jesteśmy zupełnie innymi ludźmi niż nam się wydawało. Niewiele zostało z tego, jak postrzegaliśmy siebie przed moim wyjazdem. Po czterech miesiącach od powrotu wyprowadziłam się z domu. Ani ja nie mogłam wytrzymać z rodzicami, ani oni ze mną. Teraz mieszkam, studiuję i pracuję w Krakowie. To już trzecia praca w ciągu pół roku. Z jednej wylali mnie, bo był kryzys, z drugiej odeszłam, bo z powodu kryzysu obcięli mi pensję, z której i tak bez dokładania funtów, które przywiozłam z Wysp, nie byłam w stanie się utrzymać. Funtów co prawda jeszcze trochę zostało, no i mam trzecią pracę, której, mam nadzieję, nie stracę, ale to bolesne, że pobyt za granicą to ponad rok wycięty z kalendarza. Po powrocie trzeba zaczynać od zera.
Radek ze Stalowej Woli, 28 lat, trzy lata na emigracji
Wyjeżdżałem w ciemno, po wylądowaniu w Anglii musieliśmy z kolegą szukać miejsca do spania, a później biegać od agencji do agencji i pytać o jakikolwiek wakat. Nie było łatwo, ale znalazłem pracę, szybko awansowałem i zacząłem zarabiać godziwe pieniądze. Jak ktoś myśli, ze Wyspy to kraina mlekiem i miodem płynąca, polecam spróbować. Nic nie przychodzi samo.
Od pierwszego dnia wyjazdu wiedziałem, że chcę wrócić. Nie żebym był jakimś przesadnym patriotą, ale czułem, że mój dom, chociaż bardzo niedoskonały, jest tutaj. Większość młodych ludzi zaczyna sobie po wyjeździe układać życie z dala od tych anomalii, które są w Polsce. Do dobrego człowiek się bardzo szybko przyzwyczaja. Ja nie chciałem zostać na Wyspach całe życie, a zdałem sobie sprawę, że im dłużej tam będę, tym będzie trudniej wsiąść w samolot do kraju. Poza tym czułem, że tam zawsze będę emigrantem. Tu jestem u siebie.
Walizki spakowałem po trzech latach. Wiedziałem, co chcę robić, miałem pomysł na własną firmę rekrutacyjną. Zniechęcenie i depresja? Rozumiem to, bo zdaję sobie sprawę ze złych rzeczy, których jest tu pod dostatkiem. Wracasz i uderzasz głową w mur biurokracji. Spostrzegasz, że ceny są równe tym w Wielkiej Brytanii, a czasem nawet wyższe. Zarobki już nie koniecznie. A kryzys taki sam, a może nawet jeszcze gorszy, bo wyimaginowany. Znajomi albo zostali za granicą, albo robią karierę w dużych miastach. No i najciekawsze: zaczynasz szukać pracy. „Wyjechałeś, kiedy było ciężko, a teraz chcesz zabierać pracę tym, którzy zostali? Kiedy im jest ciężko? Wracaj sobie za granicę” – nikt tego nie powie wprost, ale mam wrażenie, że cały czas emigrantom chce się utrzeć nosa. Tylko nie bardzo rozumiem dlaczego. Pierwszy odruch w zderzeniu z Polską to wyjechać z powrotem za granicę i poczekać, aż ludzie tutaj znormalnieją. Mnie samemu nie raz przyszło to do głowy.
Terapia dla eks-emigranta
Rozmowa z dr Agnieszką Juszczyk, psychologiem i dyrektor Dolnośląskiego Centrum Psychoterapii we Wrocławiu
Ilu Polaków może potrzebować pomocy psychologa po powrocie do kraju?
Agnieszka Juszczyk: Takich osób są tysiące. Wyjechały za granicę, przepracowały tam jakiś czas, odłożyły pieniądze i zdecydowały się na powrót. Czy to ze względów rodzinnych, czy ambicjonalnych. Wracają, a tutaj szara ściana niezrozumienia ze strony bliskich, inne realia niż te, które zostawiali szukając szczęścia na obczyźnie, inne wymagania pracodawców, wszystko wydaje się być nie tak. Emigranci mają dużo problemów po powrocie.
Jakie to problemy?
Kłopoty z zaśnięciem albo nadmierna senność, zaburzenia koncentracji, marazm i bark wiary we własne siły, a w konsekwencji poważne problemy nerwicowe, na przykład lęk przed wyjściem na ulicę. Do tego dochodzą kłopoty z alkoholem i używkami, których eksemigranci nabawili się podczas pobytu za granicą, brak zaufania do drugiej osoby i zanik umiejętności kontaktu z przyjaciółmi. Osoby przebywające długo za granicą po prostu odzwyczaiły się od wspólnego życia. Przyjeżdżały do Polski jedynie na święta i ich wizyty bardziej były rodzinną imprezą, niż prawdziwym życiem, w którym przecież trzeba wspólnie podejmować decyzje, wspólnie brać za nie odpowiedzialność i wspólnie borykać się z problemami.
A co z wątpliwościami zawodowymi?
Strach przed tym, że na polskim rynku pracy wracający będą bezużyteczni, przekłada się na trudności z napisaniem zwykłego listu motywacyjnego, czy stres związany z kontaktem z ewentualnym pracodawcą. Jest to o tyle zaskakujące, że przecież ci ludzie są zaradni i niezwykle wytrwali, jeśli poradzili sobie w obcym kraju. A jednak, ojczyzna przeraża często na tyle, że tracą wiarę w siebie.
Jaka grupa emigrantów jest szczególnie narażona na stres?
Problem dalszej pracy po powrocie z emigracji dotyka szczególnie osoby młode, które – często po studiach – pracują za granicą po dwa, trzy lata na stanowiskach dużo niższych niż ich kwalifikacje, odkładają pieniądze, a po powrocie spotykają kolegę ze studiów, który, być może ma mniej pieniędzy, ale jest już jakoś ustawiony w życiu zawodowym. Takie porównania zawsze źle wpływają na psychikę. Rodzą poczucie braku stabilności i wpędzają w często nieuzasadnione kompleksy.
CytujSkomentuj
sama to przezylam, wiec wiem bardzo dobrze, co to znaczy wracac do tego kraju z emigracji, generalnie i delikatnie mowiac – rozowo nie jest, praca za grosze i kazdy patrzy wilkiem… masakara
CytujSkomentuj
Moja dziewczyna probowala wrocic… Wytrzymala dwa miesiace. Jak szla na rozmowe i probowala jakos przedstawic swoje zawodowe sukcesy, zawsze kiedy opowiadala o pracy za grania, byla po prostu skreslana. Bo sie nie nadaje, bo nie zna polskich realiow. Jakby przyjechala z Chin… Dlatego wrocila do mnie do Londynu i juz nie zamierza przerabiac powrotu do kraju;/
CytujSkomentuj
to co sie tam dzieje to temat na książkę:( i to niejedną
CytujSkomentuj
szkoda, że w u nas nie myśli się o tym, żeby ludziom po prostu przyzwoicie się żyło, dlatego ludzie wyjeżdżają i będą wyjeżdżać i wcale im się nie dziwię, tak zrobiło wielu moich znajomych i nie narzekają, dopóki nie zechce im się wracać
CytujSkomentuj
Sama tak mialam po powrocie, rozumiem tych ludzi;/
CytujSkomentuj
to co przeczytałam jest smutne
CytujSkomentuj
tak wygląda pogoń za pieniedzmi ?
CytujSkomentuj
Heh, chyba bardziej za próbą normalnego życia za godne pieniądze. Mam kolegę, który tak jeździ i jeździ i już chyba nie osiądzie nigdy nigdzie na stałe, na pewno nie w Polsce, choć mówi, że by chciał i ja mu wierzę… Tylko czasami już się zapomina, że można, bo z czegoś trzeba przecież żyć.