W Stanach Zjednoczonych outplacement, czyli „przyjazne zwolnienia” to norma. W Polsce ta forma pomocy pracownikom dopiero raczkuje.
Joanna po zwolnieniu zarabia tylko nieco mniej niż przed. Paradoksalnie, pomógł jej szef, który ją zwolnił. Kobieta pracuje co prawda bez etatu, ale nie narzeka, bo widzi, że znajomi mają gorzej. Magda za kilka tygodni nie będzie miała środków do życia. Ostatnia pensja, w dodatku z opóźnieniem, na długo nie wystarczy. Dziś żałuje dwóch lat w firmie, która obeszła się z nią bezwzględnie.
„Fuchy” zamiast etatu i bezduszny szef
Joanna z Warszawy pięć lat spędziła w dużej korporacji finansowej. W lutym objął ją program zwolnień grupowych. – Byłam załamana, w banku kredyt na mieszkanie, niespłacone auto – wspomina kobieta.
Pracodawca zaproponował jej jednak współpracę na umowę o dzieło. Zostawił służbowy telefon. Skierował na szkolenie komputerowe. – Pomogło. Dziś etatu co prawda nie mam, ale robiąc tak zwane „fuchy” i współpracując z dawną firmą zarabiam od 50 do 70 proc. poprzedniej pensji. To ratuje mi życie – mówi Joanna.
Kryzys nie ominął także branży tytoniowej. Dariusza z Wrocławia, pracownika Imperial Tobbaco, zwolnienia grupowe objęły pod koniec 2008 roku. Pracował w firmie przez trzy lata, aż dotknął ją kryzys. – Firma była na tyle uprzejma względem zwalnianych, żeby zaproponować program doradczy. Kto chciał skorzystać z pomocy specjalistów w dziedzinie HR, mógł to zrobić – mówi.
Kiedy na początku szkoleń dowiedział się jednak, że będzie się uczył jak napisać CV i jak przejść pozytywnie rozmowę kwalifikacyjną, nie krył zdziwienia. – Trochę mi się chciało śmiać, tyle lat w branży i w zawodzie, kto mi może jakoś jeszcze pomóc i powiedzieć coś, czego nie wiem – wspomina Dariusz. Ale skorzystał z rad. Okazało się, że były bardzo cenne. – Dzięki tym CV dotarłem na kilka rozmów kwalifikacyjnych i wypadałem na nich rewelacyjnie – mówi. Dziś ma już nowy etat i zwolnienie grupowe jest dla niego już tylko wspomnieniem.
Magda miała mniej szczęścia. Przez ponad dwa lata pracowała w jednym z centrów usługowych w Krakowie. Do końca 2008 roku na umowę zlecenie. Od stycznia miała dostać etat, ale przyszedł kryzys i pracodawca przedłużył jej jedynie starą umowę. Nazywając to jedynie formalnością. – Kryzys minie, dostaniesz etat – usłyszała.
Po pół roku kryzys nie minął, a Magda straciła pracę. – Nie dostałam zaległej premii, ostatniej pensji w terminie. A o zwolnieniu dowiedziałam się tydzień przed tym, jak wygasała moja stara umowa – żali się młoda absolwentka UJ. – Mojej byłej firmie najwyraźniej nie zależy na pracownikach, którzy poświęcili jej kilka lat swojej kariery – mówi i dodaje, że rozważa pójście do sądu pracy.
Okiem zwalniającego
Na szczęście (dla pracowników) nie wszyscy pracodawcy podchodzą do sprawy zwolnień tak jak były szef Magdy. Amerykańska firma DBM (działa w Warszawie, Łodzi, Poznaniu i Wrocławiu, a ostatnio coraz częściej w Małopolsce), która obsługuje takich gigantów jak Bayer, BP Polska, Danone, DHL, Hewlett Packard, Johnson&Johnson, Motorola, czy Volvo potwierdza, że coraz więcej dużych firm, którym zależy na wizerunku, stawia na „przyjazne zwolnienia”.
- O takim zachowaniu decydują trzy powody. Firmy chcą pomóc odchodzącym, budować wizerunek swojej firmy jako odpowiedzialnego pracodawcy oraz zapewnić poczucie bezpieczeństwa pozostającym w firmie – wylicza Maciej Mianowski z DBM Polska. – W ostatnim roku, w samym Krakowie realizowaliśmy kilka projektów outplacement i wsparcia w zarządzaniu zmianą. Obecnie jednym z najbardziej kompleksowych jest wsparcie dla pracowników firmy Pliva. Objęliśmy nim już 150 osób – podkreśla.
Zwolnieni pracownicy Plivy mogą liczyć na pomoc w przygotowaniu profesjonalnego CV i listów motywacyjnych, informacje o skutecznych sposobach poszukiwania pracy lub przekwalifikowania się, pomoc w przygotowaniu się do rozmów kwalifikacyjnych, wytyczne do wykorzystywania i budowania sieci kontaktów osobistych przy szukaniu pracy, a także wsparcie w zbieraniu informacji o firmach w najbliższej lokalizacji i możliwych wolnych stanowiskach. Ci, którzy zechcą założyć własną firmę, również będą mogli liczyć na garść danych i wytycznych, jak i gdzie szukać pomocy i dofinansowania.
W praktyce to działa
Ile za ludzkie podejście do zwalnianego zwalniający musi zapłacić? – Koszty mieszczą się w granicach 1 – 2,5 tys. zł od osoby, jeśli chodzi o pracowników produkcyjnych i od 10 do kilkudziesięciu tys. zł w przypadku kadry menedżerskiej – zdradza Maciej Mianowski – W tych widełkach mieszczą się w zasadzie oferty wszystkich specjalistycznych firm outplacementowych działających na polskim rynku – dodaje.
Przyjaźnie zwalnia też potentat branży motoryzacyjnej, Remy Automotive. Ta amerykańska firma kilka miesięcy temu rozpoczęła program outplacementu związany z likwidacją stanowisk pracy i przeniesieniem produkcji do Węgier, Meksyku i Korei. W sumie do programu przystąpiło prawie 180 pracowników, czyli ponad 90 proc. załogi.
- W Stanach outplacement jest obowiązkiem pracodawcy, więc dla nas decyzja o pomocy zwalnianym nie była niczym niezwykłym – mówi Elżbieta Ulatowska- Waszkiewicz z Remy Automotive. – Pomoc to oczywiście współpraca z lokalnym urzędem pracy, konsultacje z doradcami zawodowymi, przygotowanie do spotkań rekrutacyjnych i podstawy networkingu – wylicza.
Za wszystko zapłacił pracodawca. – Mieliśmy za mało czasu, żeby ubiegać się o dofinansowanie programu ze środków unijnych, więc zdecydowaliśmy się go sfinansować sami – przyznaje Elżbieta Ulatowska. O tym, ile osób objętych programem odnalazło się na rynku pracy, będzie wiadomo pod koniec sierpnia, kiedy outplacement w firmie dobiegnie końca.
Zwolnienia w liczbach
Według GUS pierwszym kwartale tego roku pracę straciło 328 tys. osób zatrudnionych na etat. CBOS policzył, że co trzeci Polak boi się, że w najbliższej przyszłości straci pracę. Co drugi ankietowany uważa, że w ich regionie praca jest trudno dostępna, a 15 proc. jest zdania, że nie ma możliwości żadnego zatrudnienia.
Fundusze na outplacement
Pieniądze na „przyjazne zwolnienia” daje państwo i Unia Europejska. Na 2009 na pomoc w zwalnianiu unia przeznaczyła 239 mln zł. Biorąc pod uwagę fakt, że grupowych zwolnień jest więcej niż się spodziewano, Komisja Europejska poprosiła o pomoc w tej kwestii rządy poszczególnych państw członkowskich. Polskie Ministerstwo Rozwoju Regionalnego już planuje wprowadzenie nowe wsparcie dla pracodawców „zwalniających przyjaźnie”. Szykuje rozporządzenie, na podstawie którego przedsiębiorca, który w wyniku kryzysu gospodarczego nagle utracił środki finansowe, będzie mógł otrzymać pomoc w wysokości 500 tys. euro i przeznaczyć ją na projekty outplacementowe.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.