Piękny uśmiech i burzę blond włosów to pierwsze, co widzimy poznając Annę. Słynna modelka wprost z nowojorskiego Fashion Week’a, makijażystka i menedżerka gwiazd, kreatorka piękna i kobieta, która swoim zdecydowaniem i pomysłowością mogłaby obdzielić kilka osób. Nam opowie o sztuce makijażu, wszechstronnych talentach i spełnianiu swoich marzeń!
Bardzo dużo zmieniła Pani w swoim życiu od naszego ostatniego wywiadu. Co było motorem tych zmian?
Anna Owens, makijażystka i inspiratorka: Tak, to prawda. Zmieniłam nawet kontynent (śmiech). Co było motorem do zmian? Na pewno chęć rozwoju i konsekwencja w spełnianiu marzeń. Ostatnie lata spędziłam w Stanach, w tym pół roku w Los Angeles, gdzie miałam okazję szlifować swój makeupowy warsztat w Hollywood – niesamowite przeżycia! Spełniłam też swoje marzenie i wystąpiłam na New York Fashion Week jako modelka. Poczułam się mega spełniona, ale i stęskniona za domem. Chciałam przedstawić mojej mamie jej jedyną wnuczkę. Jednocześnie wiele ofert zaczęło spływać z Polski, zarówno dla mnie, jak i dla męża. Daliśmy temu szansę. Wszystko złożyło się tak, jak powinno. Zeszły rok to także moje hospitalizacje i walka o zdrowie. Było nam o wiele łatwiej przy wsparciu rodziny, tu na miejscu.
Jak oduczyć się syndromu „Zosi-samosi”, na który cierpi większości kobiet?
Sama chciałabym wiedzieć (śmiech). Myślę, że tak to jest, kiedy kobieta jest mega energiczna, pomysłowa i w pracy zawodowej ma decyzyjne stanowisko, które obliguje ją do samodzielnego i szybkiego podejmowania działań i decyzji. To często przekłada się później na jej życie prywatne. Jesteśmy tak „nakręcone”, że wydaje nam się, że gotowanie na 4 palnikach jednocześnie, rozmawiając przez telefon, a przy okazji podawanie dziecku kredek do rysowania potwierdzając, że rysunek jest piękny – jest całkiem normalne.
Z drugiej strony, jeśli życie doświadczyło nas nieudaną próbą przekazania komuś obowiązków bądź nadszarpniętym zaufaniem, ciężko jest się przekonać, aby dać jednak komuś „dostęp” i tym samym uzyskać pomoc lub wsparcie. Zatem, aby oduczyć się syndromu „Zosi-samosi”, musimy pozwolić innym wkroczyć na „nasze terytorium” i dać sobie pomóc wierząc, że to się uda.
Bardzo silnie udziela się Pani charytatywnie, czy może Pani nam o tym opowiedzieć?
Moje działania charytatywne obecnie mocno się rozkręcają – pracuję nad wdrożeniem w życie swojego projektu pomocy kobietom walczącym z nowotworami oraz tym, które przez tę walkę mocno „oberwały”. Chodzi o odnowienie w paniach poczucia pewności siebie, wiary w siebie, poprzez przywrócenie im ich pięknego wyglądu. Podczas mojego pobytu na oddziale onkologicznym miałam sporo czasu na przemyślenia… Były i rozmowy z kobietami aktualnie tam przebywającymi, a finalnie dzięki dzieleniu się tym wszystkim z moim mężem i naszym dyskusjom, narodził się pomysł akcji.
Swoim pomysłem podzieliłam się z jedną z naszych Bohaterek oraz z Wami, naszymi cudownymi redaktorkami „Sukces jest Kobietą”, przy okazji jednej z naszych sesji zdjęciowych. Nasza Bohaterka aż podskoczyła, ponieważ pracuje obecnie przy jeszcze innym projekcie, skierowanym do mam dzieci przebywających w Centrum Zdrowia Dziecka. Nasze pomysły się zazębiły. To jest niesamowite. Przy tak straszliwej niesprawiedliwości, jaka je spotkała, one poświęcają się całą sobą, aby być przy swoim maleństwie. Często śpią na podłodze w pokoju szpitalnym, czasami nie odwiedzają własnego domu przez kilka dni z rzędu. Chcemy wynagrodzić je tym, że tym razem uwaga zostanie skupiona na nich. Ubierzemy, uczeszemy, zabierzemy do SPA, umalujemy – tak, to moja rola – i przywrócimy im ich własne „ja”. Cudowny projekt!
A na czym będzie polegał Pani projekt?
Jak już wspomniałam, ja chciałabym skupić się na kobietach, które mają do czynienia z nowotworami. Jak każda kobieta, one także chcą czuć się piękne. Dla siebie, dla mężów, znajomych. Ale wiecie, co się dzieje? Myślą, że im nie wypada. Tak! Że im nie wypada. Bo spotkały się z komentarzem w stylu: „Powinnaś skupić się na leczeniu, zamiast robić brwi” albo: „Nie szkoda Ci pieniędzy na włosy? I tak wypadną”, a nawet: „No, że w takiej sytuacji Ty myślisz o takich bzdurach… Wygląd nie jest najważniejszy!”
Ja chcę im głośno powiedzieć – TAK! WYPADA CI ZADBAĆ O SIEBIE. I JA CI W TYM POMOGĘ! Nawiązuję rozmowy ze sponsorami, z różnymi firmami, aby połączyć siły. Mam salony urody, które chcą wziąć w tym udział – kobiety będą miały między innymi wykonany makijaż. Nauczę je i pokażę im, jak maskować niedoskonałości. Jak optycznie zmienić to i owo. Jak promiennie wyglądać z ziemistą cerą. Mam znajome dziewczyny od permanentnego tatuażu brwi dla tych, które swoje straciły. Mam dziewczyny od przedłużania i zagęszczania włosów, pracownie peruk. Stylizację i przedłużanie rzęs, manicure. Znajdę wszystko, czego będą potrzebowały. Styliści, artyści – łączymy siły. Nie wiem jeszcze, jaka będzie forma takich zapisów – konkurs, kursy oraz ilu kobietom uda nam się pomóc – wszystko zależy od środków finansowych. Tutaj nie chodzi o to, aby pokazać takiej kobiecie, jak może wyglądać, dać jej to „na chwilę”, zrobić zdjęcie i „zabrać”. Ja chcę dać im nowy „look” na dłużej. Chcę, żeby one z mojego projektu wyszły odmienione, piękne i już takie piękne zostały.
Jak zaczęła się Pani przygoda z makijażem?
Makijażem zajmuję się od nie pamiętam kiedy. Zaczęło się chyba jak u każdej małej dziewczynki – obserwowałam moją piękną mamę robiącą sobie makijaż i chciałam sama poczuć, jak to jest. Któregoś dnia zakradłam się do łazienki i wymalowałam sobie szminką usta tuż przed wyjściem do szkoły. Miałam wtedy może 7 lat. Pamiętam nawet zapach i smak tej szminki (śmiech). Uwagę mojej mamy, odprowadzającej mnie i brata do szkoły zwrócił fakt, że bardzo namiętnie odwracam od niej głowę i chowam twarz w szalik i nie reaguję na nic, co się dzieje w otoczeniu. Całe szczęście mama przykucnęła i odkryła moje arcydzieło – dziecięce usta wymalowane na ślepo (tak, lusterko było za wysoko) czerwoną szminką (śmiech)
Później wykonywałam wiele makijaży dla swoich znajomych przy różnych okolicznościach. Chodziłam na targi kosmetyczne, robiłam kursy i szkolenia. Znajome zaczęły przyprowadzać koleżanki i ostatecznie pocztą pantoflową rozniosła się wieść o uzdolnionej nastolatce, która robi makijaże. Dziś maluję również gwiazdy, robię makijaże do programów telewizyjnych, teledysków, pokazów mody.
Jak wybrać dobrego makijażystę na ważną okoliczność, by dodał piękna a nie oszpecił?
Zadzwonić do mnie (śmiech). Należy obejrzeć portfolio tego artysty. Obecnie trendem jest, że każda dziewczyna, która potrafi pięknie się umalować, nazywa się makeup artist i oferuje makijaże innym. Jednak w jej portfolio widzisz 20 makijaży wykonanych na jednej osobie. Niestety, rynek psuje się w każdym sektorze, jeśli nieodpowiednio wykwalifikowane osoby biorą się za warsztat nie w pełni przygotowane. Zaniżają one cenę usługi, przez co wykwalifikowany artysta wydaje się bardzo drogi. Lecz ten artysta wydaje na kosmetyki krocie (aby nie uczuliły, a makijaż był trwały). Wydaje o wiele więcej, ponieważ uzupełnia sukcesywnie kosmetyki. Kosmetyk ma odpowiednią datę ważności, liczoną od daty otwarcia. Czy jest zużyty do dna, czy do połowy, czy użyty raz – wyrzucasz i inwestujesz w nowy, gdy data mija. Używasz kilku zestawów pędzli, które odpowiednio czyścisz i dezynfekujesz. Nie wykonujesz makijaży 10 modelek jedną gąbeczką itd. Cena usługi jest adekwatna do warsztatu, jaki oferujesz. Wiele osób kusi się na tańszą usługę, a później leczy opryszczkę bądź uczulenie skórne.
Także różnorodne portfolio oraz rekomendacje. Publikacje to jedno, najważniejsze są pozytywne opinie i rekomendacje. Poczta pantoflowa działa cuda.
Najmilsza nagroda lub wyróżnienia w pracy zawodowej?
Nie startowałam nigdy w żadnych konkursach ani makijażowych ani modelingowych. Nie kolekcjonuję statuetek, ponieważ zbyt często się przeprowadzam (śmiech).
Dla mnie największym wyróżnieniem jest fakt, że kiedy wracam do kraju po latach nieobecności, ci sami klienci i producenci telewizyjni od razu się do mnie odzywają z propozycją pracy. Kiedy po latach dzwoni do mnie klientka i mówi „X lat temu malowałaś mnie na ślub, nie wyobrażam sobie innej osoby malującej mnie na inną okoliczność”. Pamięć o sobie zaskarbiłam sobie rzetelnością, lojalnością, profesjonalizmem i tym, że wszystkie osoby, które miałam przyjemność malować, bądź współpracować z nimi, bardzo ciepło mnie wspominają. Nie mówiąc już o tym, ile z takich zleceń nawiązało się przyjaźni.
Makijaż i modeling. Skąd takie połączenie?
Połączeń jest obecnie jeszcze więcej (śmiech). Myślę, że doświadczenie w pracy przed obiektywem oraz wspaniałe relacje z fotografami, jakie mam do tej pory, pomagają mi w pracy makijażystki. Znam doskonale fachowe sformułowania, grę światła, cieni. Wiem, jak ważną rolę pełni światło, w jakim ktoś będzie występował/będzie fotografowany. Tak ogromne doświadczenie obecnie sprawdza się w pracy Photo session director. Jako Ann Management (to nazwa mojej firmy) zajmuję się także managerowaniem i reprezentowaniem modeli, modelek, celebrytów, itp. Obecnie pod moje skrzydła wpadł Marcel Nowakowski – świetnie zapowiadający się model. Dosłownie 2 dni temu miałam okazję managerować jego pierwszą sesję zdjęciową i już widzę ogromny potencjał kolejnego modela Calvin Klein (śmiech). Także widzisz – mogę kierować sesją zdjęciową, na której sama pozuję i do której sama się pomaluję (śmiech).
Wygląda Pani na kobietę spełnioną i pewną siebie. Jakiej życiowej rady mogła by Pani udzielić młodym dziewczętom, które chcą być modelkami?
Pracuję w modelingu od 14 roku życia, także – mogę śmiało powiedzieć – z wieloletniego doświadczenia radzę jedno: Nigdy nie pozwól, aby niepowodzenie na castingu, nie wybranie Cię do pokazu, itp. sprawiło, że opadnie Twoje poczucie własnej wartości. To nie w Tobie leży problem. Po prostu to konkretne zlecenie było pisane komuś innemu, może brunetce albo blondynce. Scenariusz napisany dla wyższej lub niższej. Nie pozwól „wejść sobie na głowę” i uwierzyć, że musisz coś zmienić. Jesteś piękna i wyjątkowa, akurat to zlecenie nie było dla Ciebie.
Poza modelingiem, makijażami i zarządzaniem własną firmą, czy jest jeszcze jakaś działalność, o której nie wiemy?
Tak, jestem native speaker języka angielskiego w szkole językowej, piszę artykuły na zlecenia, pracuję nad swoją drugą książką. Jestem też spełnioną żoną, mamą i niezawodną przyjaciółką (śmiech).
Jak się godzi życie prywatne z zawodowym i społecznym?
Mam pewną zasadę i staram się być jej wierna – zostawiam sprawy biznesowe za drzwiami do domu, sprawy prywatne zostają w domu. Oczywiście, nie jestem robotem. W naprawdę ciężkich momentach i mi czasami opada garda. Zdarzyło mi się odwołać w połowie dnia resztę spotkań czy zajęć, aby przesiedzieć w aucie 2 godziny płacząc. Wyjąc – to będzie lepsze określenie. Ale nie żałuję tego. Ostatecznie, ani nikt z ludzi w otoczeniu zawodowym, ani moje dziecko nie widziało mnie w tej skrajnej sytuacji. Oczyściłam się, wróciłam do domu, pomogła na spokojnie ciepła rozmowa z mężem i jakoś poszło. Muszę przyznać, że wsparcie męża – zarówno w ciężkiej sytuacji zdrowotnej, jak i jego wyrozumiałość do mojego temperamentu i systemu pracy – pomagają łatwiej mi to wszystko zbalansować.
Zdarza mi się także załatwiać sprawy biznesowe w domu, ze względu na to, że działam w różnych sektorach, nie każdy wymaga wyjścia z domu. Wówczas nazywamy to w domu „Office Day” i ja jestem „wyłączona” z domowych obowiązków, opiekę nad dzieckiem przejmuje mąż, babcia lub żłobek, a ja pracuję.
W jaki sposób się Pani regeneruje?
Gorąca kąpiel, przygaszone światło w domu, świece, wyciszone dźwięki. To mi pomaga. Nie muszę być sama, nie muszę wyjeżdżać (OK, czasami każdy musi). Mogę być w domu, ale wszystko musi być stłumione. Nie mogę być w jasnym pomieszczeniu, z głośno grającym TV. Uwielbiam spacery. Długi spacer pomaga mi na wszystko.
Pani recepta na szczęście i równowagę zawodową i prywatną?
Moją receptą na szczęście jest bycie otwartym i pomaganie szczęściu mnie znaleźć. Pozytywne nastawienie, wiara w lepsze jutro i w to, że wszystko dzieje się w jakimś celu. Komunikacja, otwartość i uśmiech to recepta na udane życie w każdej dziedzinie. Bardzo ważne jest utrzymanie balansu, równowagi. Jeśli czujesz, że z czymś nie dajesz rady, zwolnij. Zastanów się, co jest tego przyczyną, Połóż się spać i daj swemu ciału i duszy czas na znalezienie odpowiedzi. Czasem najprostsze rozwiązania okazują się najlepsze – wykluczenie jakiegoś czynnika z biznesu, poprawia funkcjonowanie innych. Szczera rozmowa z partnerem rozluźnia napięcie i wyjaśnia niesnaski. Balans.
Ulubiony cytat lub motto życiowe to…?
„Spraw, aby każdy dzień miał szansę stać się jednym z najpiękniejszych dni twojego życia”.
Pani definicja kobiety sukcesu brzmi…
Kobieta znająca swoją wartość. Pewność siebie emanuje od takiej kobiety – nie sposób przejść obok niej obojętnie, nie wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Podążająca za marzeniami, ukierunkowana na cel – jeśli wiesz, w jakim kierunku podążasz i co chcesz osiągnąć, nie marnujesz czasu na błądzenie i szukanie siebie w czynnościach, których kompletnie nie czujesz. Zdystansowana i skromna – umiejętność przyjmowania konstruktywnej krytyki może wiele w życiu nauczyć i ulepszyć twój biznes.
https://www.facebook.com/AnnBGMakeUpArtist/
Instagram @ann_bg_onlyone
CytujSkomentuj
Niezwykle inspirująca i dająca nadzieję rozmowa, pani Ania to widać niezwykle dzielna i wspaniała kobieta! Trzymam za panią kciuki!